Każdy z nas ma ograniczone zasoby energii. Dlatego tak ważne jest, na co ją zużywamy i czy potrafimy zarządzać nią w ten sposób, aby mieć czas i siłę na chwile tylko dla siebie, relaks i cieszenie się małymi szczęściami naszej codzienności. Nie ma innej rady. Trzeba coś olać, żeby mieć przestrzeń na to, co lubimy najbardziej. Jak to zrobić w życiu prywatnym?
Jeśli uważnie czytaliście artykuł o olewaniu w pracy to czas na lekcję nr 2 – olewanie w domu. Im dalej w las, tym robi się trudniej. Załóżmy, że olałaś już co myśli o tobie Ania z marketingu i co twój szef myśli na temat uczestnictwa we wszystkich zebraniach. A teraz spróbuj olać to, co myśli o tobie teściowa. Ha! Wydaje ci się to niemożliwe? Ależ skąd. To naprawdę można olać. A dlaczego jest tak trudno? Bo zależy nam na jej opinii. A co by było, gdyby ci nie zależało? Czujesz tę lekkość bytu? Fascynujące, prawda… No to, jak to zrobić?
Przede wszystkim więc zacznijmy od tego, że nie musisz uczestniczyć we wszystkich rodzinnych imprezach, jeśli nie masz na to siły, czasu lub ochoty. Może gdy pierwszy raz odmówisz będą robili ci wyrzuty, ale przy kolejnych przyzwyczają się, że nie jesteś zawsze i na każde zawołanie. Też masz prawo do czasu dla siebie. Postanowiłaś zostać wegetarianką, a teściowa, babcia, mama przygotowała obiad z mięsem i czeka, aż spróbujesz, jaki dobry? Nie zmuszaj się do czegoś, co jest niezgodne z twoimi przekonaniami. Wytłumacz spokojnie, dlaczego postanowiłaś nie jeść mięsa i zjedz całą resztę, chwaląc rodzinną kuchnię. Wiem, że nie jest to proste, zwłaszcza jeśli jest to teściowa, z którą mamy średnie stosunki i nie chcemy ich bardziej popsuć. Ale naprawdę nie warto robić czegoś, na co nie mamy ochoty, tylko po to, aby zadowolić innych. „Nie staraj się nigdy dostosować do niekomfortowych sytuacji” – to zdanie przeczytałam kilka lat temu w kultowej książce Dominique Loreau „Sztuka prostoty”. I staram się tym kierować w życiu. Wybieram to, co jest w zgodzie ze mną, nawet, jeśli całemu światu wydaje się, że co innego jest dla mnie dobre. Z rodziną jest o tyle trudno, że dochodzi tu zazwyczaj ciężka artyleria, czyli poczucie winy. „Kiedy chociaż raz poczujesz się winna, będzie to znaczyło, że zaczęłaś się przejmować” – pisze Sara Knight w „Magii olewania”. Poczucie winy sprawi, że nie będziesz w stanie czuć się szczęśliwa z powodu odzyskanej wolności. Odpuszczanie sobie pewnych spraw powinno zawsze przynosić ulgę i przyjemność, a nie poczucie winy. Zastanówmy się zatem: czy to, że macie wspólne DNA oznacza, że trzeba się przejmować każdą opinią członków twojej rodziny? Pomyśl chwilę, czy to ma sens? Zasada jest zawsze ta sama: szczerze i uprzejmie odmawiasz, jeśli coś nie jest zgodne z twoimi przekonaniami. Sara Knight nazywa to metodą „Zero Żalu”. Np. ciocia Krysia robi ci subtelną uwagę o życiu w grzechu pod jednym dachem z chłopakiem. Odpowiadasz: „Szanuję ciociu twoje zdanie, ale wolałabym nie omawiać różnic religijnych podczas świątecznej kolacji”. Inny przykład: mama robi ci uwagę, że pomimo dobrej pracy mogłabyś wreszcie ukończyć studia, bo dyplom w kieszeni zawsze ma swoją wartość. Odpowiadasz: „Mamo, kocham cię, ale nie zamierzam o tym rozmawiać”. Koniec.
I wróćmy do teściów, bo tutaj sprawa jest często bardziej skomplikowana. Niestety teściów się nie wybiera, tylko dostajesz ich w pakiecie z partnerem/mężem. Spójrz na to z drugiej strony: oni też cię dostali. I też muszą sobie poradzić z tym, że nie macie wspólnego zdania w paru kwestiach. Sara Knight twierdzi, że praktykowanie metody Zero Żalu w stosunku do teściów może rozpocząć reakcję łańcuchowa, której ostatecznym efektem będzie większe poczucie radości i harmonii, a także mniejsza frustracja dla wszystkich. No cóż. Pozostaje tylko spróbować!
Ile masz kontaktów w telefonie? 500? 1000? A na Facebooku? Czy rzeczywiście wszyscy ci ludzie są warci tego, aby zawalać twoją książkę adresową? Dominique Loreau radzi, aby zerwać bezowocne znajomości. I zakończyć te, w których nie znajdujemy oparcia. Szkoda czasu i życia na ludzi, którzy mogą przeszkadzać nam w rozwoju. Stopniowo, ale stanowczo trzeba zmniejszać ich znaczenie w naszym życiu. Po co tracić energię na myślenie o osobach, których nie lubimy?
A co z tymi, których chcemy zostawić w telefonie? Warto te relacje pielęgnować, ale nie swoim kosztem. Musisz nauczyć się zakreślać swoje granice. Metoda Zero Żalu sprawdza się również w przypadku znajomych. Wystarczy zawsze komunikować szczerze, ale uprzejmie swoje zdanie. Jeśli więc np. znajomi zapraszają cię na wspólne karaoke, a ty masz ochotę założyć ciepłe kapciuchy i pooglądać romantyczną komedię w telewizji, mówisz: „Kochani, bardzo dziękuję za zaproszenie, ale ja po prostu nie lubię karaoke. Bawcie się dobrze. Spotkamy się przy innej okazji”. Niepotrzebnie martwimy się za bardzo, co powiedzą (lub pomyślą inni) i to odbiera nam mnóstwo energii. Prawdziwi przyjaciele pozostaną przyjaciółmi bez względu na to, czy czasem im odmówimy, jeśli oczywiście uprzejmie i szczerze wyjaśnimy powód takiej odmowy.
No dobrze. Udało nam się olać to, co nam przeszkadzało w relacjach z bliskimi, ale teraz co zrobić np. z domowymi obowiązkami?
Duńczycy, którzy są ekspertami w byciu szczęśliwymi ludźmi (według badań to najszczęśliwszy naród na świecie) uważają, że sterylny porządek w domu nie daje zadowolenia. „Ani zabałaganiony pokój, ani taki, w którym panuje sterylny porządek, nie jest hyggelig. Ducha hygge (poczucia szczęścia - przyp. red.) można poczuć w zorganizowanym nieporządku takiego domu, w którym widać, że żyją ludzie” (Judith Friedman Hansen w książce „Księga hygge” Louisy Thomsen Brits). Jeśli męczy cię codzienne porządkowanie domu i wydaje ci się, że bałagan ciągle się odnawia, to znak, że nie przeprowadziłaś sprzątania metodą japońskich mistrzów minimalizmu. Prekursorka Marie Kondo i jej następcy: Hideko Yamashita i Fumio Sasaki radzą, aby przeprowadzić tylko raz sprzątanie domu, które na zawsze pozbawi nas bałaganu. W bardzo dużym uproszczeniu oznacza to pozostawienie w domu tylko tych rzeczy, które sprawiają nam radość, umieszczenie ich w konkretnych, stałych miejscach oraz wyrzucenie wszystkich innych. Po takim zabiegu z pewnością „bałagan” który będzie się tworzył nada tylko odcień „hygge” twojemu pięknemu mieszkaniu.
Inna sprawa to dobre zorganizowanie życia rodzinnego. Zazwyczaj mamy w nim zdecydowanie za dużo punktów. Szczególnie, jeśli chodzi np. o zajęcia dodatkowe naszych dzieci. Wybierzcie jedno, góra dwa, a zapewniam, że sprawią one twojemu dziecku większą radość i pożytek niż zawalanie jego planu codziennymi, pozalekcyjnymi atrakcjami. Nie szkodzi, że inne dzieci z klasy chodzą na wszystko. Olej to! Wolisz mieć plakietkę „Super Mamy”, która zawozi dziecko na dodatkowy angielski, karate, jazdę konną, basen, fortepian i zbiórkę harcerską, czy mieć szczęśliwe dziecko i więcej czasu na wspólne nicnierobienie? Pomyśl.
Jeśli po wprowadzeniu wszystkich tych rad w życie nadal nie masz czasu dla siebie, to chyba jeszcze raz musisz zweryfikować, czy aby na pewno dobrze odrobiłaś lekcję olewania. Gwarantuję ci, że rzetelne przeprowadzenie zmian w twoim planie dnia i odpuszczenie sobie tego wszystkiego, o czym napisałam w tym i poprzednim artykule, prowadzi do naszego najważniejszego celu: ODZYSKANIA CZASU DLA SIEBIE. Fantastyczne uczucie, prawda? Masz czas. Czas tylko dla siebie. Czas na te wszystkie małe przyjemności, o których tak długo marzyłaś! Wykorzystaj to koniecznie. Nie zmarnuj całej pracy i nie zacznij planować, co możesz w tym czasie nadgonić. Możesz poczytać książkę, potańczyć, pobawić się z kotem, dzieckiem, iść na spacer, do kawiarenki z koleżanką lub poćwiczyć jogę. Wszystko, na co tylko masz ochotę. Więc weź głęboki oddech, uśmiechnij się do siebie i działaj! Udanych wolnych chwil!
Napisz do mnie koniecznie, jak ci poszło olewanie w pracy i w domu!
Metoda pochodzi z książki Sarah Knight „Magia olewania”.
Strona www stworzona w kreatorze WebWave.
Podpowiedź:
Możesz usunąć tę informację włączając Pakiet Premium